To musiał być jeden z najbardziej emocjonujących dni w życiu Kanye Westa, oczywiście nie licząc narodzin jego córeczki. Gdybym był kolegą z ławki to powiedziałbym "czarnuchu (w kręgach Afroamerykanów słowo uznawane za przyjazne) znów to zrobiłeś". Z tym, że ze zdwojoną siłą, z jednej strony premiera nowego albumu, z drugiego pokaz najnowszej kolekcji jego ubrań " YEEZY Season 3".


Przechodząc do sedna sprawy, czy najnowszy album jest spoko? Jestem po pierwszym odsłuchu "The Life of Pablo" i chyba szybko nie zrezygnuję z jego odsłuchu, oj nie. Uwielbiam słuchać tego zarazem lekkiego buca, ekscentryka i megalomana, pamiętając, że każdy czasem nim jest. Jeśli nie macie obecnie ulubionej pozycji w swoim odtwarzaczu, koniecznie musicie przesłuchać "The Life of Pablo" nawet jeśli jesteście fanami The Beatles.

Zatem jeśli album po pierwszym odsłuchu przypadł mi do gustu, to co sądzić o jego najnowszej kolekcji "YEEZY Season 3"? Gdyby premiera odbyła się dwa miesiące temu to powiedziałbym, że Kanye mógł włączyć PS4, na nim "Star Wars Battlefront" i założyć zaprojektowane przez siebie wdzianka i udawać cosplayera. Styl amerykańskiego rapera jest świetny, potrafi się należycie ubrać, kto nie starał się chociaż skopiować jednego jego fitu ten należy do sporej rzeszy kłamców, ale jego projektanckie kolekcje w ogóle mi "nie siadają". Nie czułem i nie czuję tego klimatu.
Yeezy Boosty w końcu przekonały mnie, mimo, że dalej uważam, że są mocno inspirowane tym co zrobiło Nike przed podpisaniem kontraktu przez bohatera tego tekstu z Niemieckim producentem. But sam się obronił i pokazał, że 350tki to coś więcej niż Roshe Run, mało powiedziane to coś więcej niż połowa asortymentu Nike i danie w mordę Jordanowi. Być może przyjdzie taki czas, że przekonam się do jego autorskich ubrań, na dzień dzisiejszy ta pasjonująca moda nie trafia w moje gusta i raczej pozostanę przy stylu, który obecnie wyznaję niż naglę zamienię się odtwórcę jakieś niewielkiej roli w "Walking Dead".



fot. Thomas Welch
Brak komentarzy